W dzisiejszych czasach różne horoskopy i inne astrologiczne wróżby możemy spotkać dosyć często jako element kultury masowej. Choć twierdzimy, że nie wierzymy w horoskopy, wciąż rozczytujemy się w gazetowych wróżbach i dopóki są przychylne, naśmiewamy się z wróżonych nam miłosnych podbojów, czy przepowiadanych podwyżek, jednak gdy karta losu obraca się (przynajmniej wg wróżki) na złą stronę, nagle przypominamy sobie o naszym sceptycyzmie i wykrzykujemy, jakie to horoskopy są złe i głupie. Oficjalnie deklamując, że w to nie wierzymy, zrzucamy z serca ciężar, jednak nagle zaczynamy uważać na każdym kroku na to, co w horoskopie przepowiedziano. Wierząc tak w horoskopy, nawet nie zdajemy sobie sprawy, skąd całe to zamieszanie się wywodziło - otóż pierwszych astrologów mogliśmy spotkać już w starożytnym Babilonie.
Wiele wieków temu, zapewne wkrótce po upadku Sumeru, babilońscy mędrcy zauważyli, że nie wszystkie gwiazdy przyjmują stałe miejsce na niebie. Niektóre zdają się wędrować po nim jak szalone. Czy jednak gwiazda może wędrować po niebie? Z pewnością nie sama z siebie. Kto więc może kierować ich ruchami? W umyśle Babilończyka była tylko jedna kategoria istot zdolna poruszać gwiazdami: bogowie. Stąd niedaleko do konkluzji, iż to gwiazdy SĄ bogami, albo ich siedzibami.
Siedmiu najlepiej widocznych podówczas "wędrowców" przypisano siedmiu najważniejszym bogom babilońskiego panteonu. Słońce utożsamiono z bogiem jasności i światła Szamaszem, Księżyc z Sinem, Jowisza z królem bogów, Mardukiem, Wenus z pramatką Isztar, Saturna z Ninurtą, Merkurego z Nabu, a Marsa z władcą podziemi, Nergalem. W ten sposób Babilończycy przełożyli swój panteon na niebiańskich wędrowców, tworząc pierwszą w świecie astrolatrię - czyli kult gwiazd. Dalsza logika Babilończyków mówiła im, że bogowie z pewnością nie poruszają się po niebie zupełnie przypadkowo - każdy ruch wykonują przecież ze starannymi zamierzeniami tego, co mają wkrótce zrobić, a więc na podstawie odpowiedniego odczytania ich ruchów... można przewidzieć bliską przyszłość. Tylko teraz pada pytanie - jak to zrobić?
Babilończycy postanowili uskutecznić metodę prób i błędów. Obserwowali wydarzenia, które się działy po odpowiednich omenach na niebie i próbowali odnaleźć jakieś zależności. W końcu udało im się potwierdzić, że bóg śmierci przynosi - jak na niego przystało - śmierć, bądź "odrodzenie", czyli nowe życie, albo też gwałtowne w nim zmiany - przecież życie nie kończy się wraz z odejściem ducha, przynajmniej według starożytnych Babilończyków. Bardzo prawdopodobne, że dopiero po obserwacji ruchów "bogów" ustalono, który z nich jest który. Astrolatria w końcu posunęła się do tego stopnia, że zmodyfikowano kalendarz - ustalono siedmiodniowy tydzień, a każdy dzień przypisano innemu z niebiańskich wędrowców. W wielu kulturach zachodu ten schemat wytrwał do dziś - nawet w języku angielskim i niemieckim widać tego ślady, choć my, Słowianie, nie mamy tyle szczęścia.
Początkowo jednak bogów - jako istoty inteligentne - uważano za nieprzewidywalnych, mogących zmieniać swoje wyroki nawet w ostatniej chwili. Ktoś mądry jednak nagle zauważył, że cały ten niebiański marsz to po prostu starannie ustawiony mechanizm, który da się przewidzieć i wyliczyć. Jeśli odpowiednio dobierze się liczby i obliczenia... można dokładnie przewidzieć, nawet na długich okresach czasu, jak planety się ustawią! To pozwala na - nawet bardzo - długofalowe prognozy! Mając taką wiedzę, wiedząc jak potoczy się nawet odległa przyszłość, można jej zapobiec lub chociaż przygotować się do tego co niesie. Zachwyceni tą rewelacją Babilończycy zaczęli stawiać długofalowe prognozy, które gościnnie przybywający Grecy nazwali horoskopami... przy tym tylko mędrcy Babilonu nie zauważyli, że właśnie swoim bogom odebrali ich "boskość".
Kto jednak ma wiedzę, ma i władzę - to wiedzieli już starożytni królowie Babilonu, a potem Asyrii. Starannie więc limitowano upływ wiedzy o wyrokach bogów do "szarych mas", by te przypadkiem zbytnio nie zmądrzały. Jedynie król i jego najbliższy doradcy (czyli sfera kapłańska) utrzymywali tą wiedzę dla siebie.
Długo jednak "horoskopy" nie zawierały tego, co nam najbardziej kojarzy się z astrologią, a mianowicie "znaków zodiaku". Dopiero około ósmego wieku p.n.e. Babilończycy wpadli na pomysł, że niektóre "stałe gwiazdy" da się połączyć liniami, dzięki czemu obserwuje się obrazy, które mogą nam coś kształtem przypominać - a już odrobina wyobraźni wystarczyła, by w grupie losowych linii dostrzec centaury, lamassu, mitycznych herosów i inne stwory. Wkrótce powstał spis "konstelacji", a razem z nimi - zauważono że Słońce w czasie swojej wędrówki po niebie góruje co jakiś czas na terytorium innej konstelacji. Dwanaście konstelacji, przez które ówcześnie przebiegała "ekliptyka" - tor Słońca po niebie - nazwano Zodiakiem, a ludzi którzy urodzili się w okresie górowania Słońca w danym znaku zaczęto stereotypicznie przypisywać cechom danego znaku. Niestety, wkrótce Nowe Imperium Babilońskie Upadło, i tej idei sami Babilończycy nigdy nie dopracowali. Wszystko pozostało w rękach Persów, Greków i Rzymian... ale to już temat na inny artykuł.
I w tym momencie, spójrzmy jeszcze raz na nasz horoskop gazetowy na następny tydzień i przypomnijmy sobie, co początkowo to wszystko oznaczało. Dziś już nie wierzymy w to, że Marduk na swoim powozie cały dzień i noc zatacza się po sklepieniu niebieskim, więc jak wierzyć w jego wyroki? Jak w nie wierzyć, zwłaszcza wiedząc że to tak naprawdę gazowy olbrzym o zapachu zgniłych jaj i krowiego łajna, zataczający dokładne elipsy dokoła rozżarzonej kuli wodoru i helu?
Może jednak warto, dla odrobiny rozrywki i z drobnym przymrużeniem oka? Oby tylko zbytnio się tym nie przejąć.
