Takie zaadoptowane dziecko miałoby już tyle lat, że praktycznie kończyłoby edukację w szkołach 'dzikich', w których nie zwraca się uwagi na problemy homoseksualistów. Wyżej już to tak bardzo nie przeszkadza, tak więc nikt nie byłby pokrzywdzony.
A co do traktowania. Czy to dziecko musiałoby się przyznawać do prawdziwych rodziców. Może przecież powiedzieć, że ma tylko ojca, bo matka na przykład umarła. I to rozwiązuje problem. A to, który z rodziców (w tym przypadku ojców przyjdzie, nie ma znaczenia). Oczywiście trzeba by mieć jeszcze tolerancyjnych nauczycieli, ale w dzisiejszych czasach mało ich obchodzi, co, gdzie i z kim robią dzieciaki, bo szkoła już nie wychowuje. Dlatego też problemu z taktowaniem praktycznie też nie będzie. Chyba, że przez rówieśników, ale to już inna para kaloszy.