Przed wami, drodzy czytelnicy Archeosu, krótki poradnik "jak wywołać światową panikę".
Przepis jest dużo prostszy niżby wam wszystkim mogło się zdawać. Wystarczy wymyślić kalendarz. Ale nie jakieś tam gregoriańskie badziewie - porządny kalendarz! Najlepiej taki, który będzie zawierał bardzo dużo bardzo długich cykli. Nie, cykl "12 miesięcy w roku" to nie jest bardzo długi cykl - to jest jeden z najkrótszych możliwych. Długie cykle to... dajmy na to, kilka tysięcy lat. Albo kilkanaście tysięcy lat. To jest dopiero długi cykl - i mając takich kilka, możemy dopiero zrobić porządny kalendarz. Tylko: jak wywołać za jego pomocą światową panikę? Spokojnie, na wszystkie pytania z czasem odpowiem. Otóż wystarczy wyznaczyć początek obecnie trwającego najdłuższego z cykli na jakoś bardzo odległą datę, tak odległą, że ktoś mniej rozeznany w geologii mógłby ją uznać za stworzenie świata. A następnie, wyznaczyć koniec tego najdłuższego cyklu na jakąś relatywnie bliską datę w przyszłości, po czym dodać, że gdy ostatnim razem cykl się zakończył, doszło do końca świata. Teraz tylko to rozgłosić i światowa panika murowana.
Niestety, trochę już za późno na spełnienie mojego przepisu. Wypełnili go Majowie ładne kilkaset lat temu. Stworzyli kalendarz, który zliczał bardzo wiele cykli, z których najdłuższy trwał ponad pięć tysięcy lat, zaczynając się około 3114 roku p.n.e. a kończąc na dacie budzącej dziś taką grozę: 21 grudnia 2012 roku n.e. Majowie uznawali, że gdy ostatnim razem ten cykl dobiegł końca, zakończył się też trzeci świat (nie ten w Afryce, trzecie stworzenie). Dlaczego minęły w ten sposób już trzy światy? Bo bogowie stwarzali poprzednie jako niedoskonałe i gdy się o tym zorientowali, niszczyli poprzedni i wszystko odbudowywali. Dlaczego zorientowanie się zajęło im ostatnio pięć tysięcy lat - nie wiadomo, w każdym bądź razie, najwidoczniej nie grzeszyli inteligencją.
Co więcej, lud z Jukatanu nigdy nie twierdził, że z tym światem stanie się tak samo. Mało tego, Majowie mówili, że ten świat - czwarty - jest w końcu najlepszy ze wszystkich i bogowie go nie zniszczą. Skąd ta pewność? Nie wiadomo, pewnie dlatego że to sami Majowie żyją w tym świecie, musi być on doskonały! Jednak współczesne ruchy New Age nie za bardzo przejmują się tym, co
naprawdę wyznawały starożytne kultury - przejmują się one głównie tym, co ładnie wkomponuje im się w program, więc wyciągnęli (chyba nieco pochopny wniosek) - skoro ostatni świat zakończył się po zakończeniu cyklu, z tym musi stać się tak samo...
Skąd taki sukces tej chyba najpowszechniejszej na świecie nadinterpretacji? Bierze się on zapewne z tego, że ludzie z dziwną nabożnością i strachem zwykli podchodzić do wszelkich przepowiedni i wyroczni, a to dlatego, że przyszłość to jedyna rzecz, której człowiek nie może sobie zagarnąć jako swojej domeny - jego jedyna niepewność w szerokim świecie, który dostosował do swoich wymagań. Gdy więc przychodzi coś, co mu tą przyszłość objawia, podąża ślepo za tym torem, wierząc że przyszłość - jak wszystko inne dotychczas - można po prostu nagiąć do własnej woli.
Czy powinniśmy się więc bać tej daty? Choć może brzmieć ona strasznie, jest ona równie wiarygodna co babilońskie horoskopy - przewidujące nasze losy na podstawie ruchów wielkiej kuli gazu, śmierdzącej krowimi plackami - albo telewizyjne wróżki - które nie raz nastolatce powiedziały, że wkrótce po raz trzeci wyjdą za mąż. Pozwólcie, że skwituję ten felieton fragmentem znanego skeczu kabaratowego "Kabaretu pod Wyrwigroszem".
Pani Basia: A czy to prawda, że pan ma nadejść w 2012 roku?
Koniec Świata: A dlaczego właśnie wtedy?
Pani Basia: Bo właśnie wtedy ma się skończyć kalendarz Majów.
Koniec Świata: A taam, skończy się Majów, to zacznie się Czerwców...
Miłego końca świata.
